Andrzej Zubek

Andrzej Zubek (ur. 06.04.1948 w Bielsku-Białej) profesor sztuk muzycznych. Kompozytor, aranżer, pianista i dyrygent.

Absolwent Bielskiej Szkoły Muzycznej oraz Akademii Muzycznej im. Karola Szymanowskiego w Katowicach /Wydział Instrumentalny  – kontrabas (1971) i Muzyki Rozrywkowej (1972)/

W średniej szkole muzycznej powołuje do życia  „Kwartet Andrzeja Zubka”, z którym  zdobywa laury (trzecia nagroda) na festiwalu Jazz nad Odrą ’67 we Wrocławiu. Członkowie kwartetu wkrótce stają się studentami i przemianowują formację na  „Silesian Jazz Quartet.

W 1972, po ukończeniu studiów Andrzej Zubek zostaje wykładowcą akademickim.

Jednocześnie (1972) tworzy big-band  Akademii Muzycznej w Katowicach (jego liderem pozostaje do 2012 roku. W latach 1990-96 jest dziekanem Wydziału Jazzu i Muzyki Rozrywkowej .

Współcześnie jest uznawany za jednego z niewielu w naszym kraju, specjalistów od orkiestr jazzowych.

W latach 70. XX wieku Andrzej Zubek ściśle współpracuje z Polskim Radiem i Telewizją Katowice, jako kierownik muzyczny, kompozytor, aranżer i dyrygent.

W latach 1972-76 jest jednym z filarów duetu fortepianowego Banasik-Zubek.

W  latach 1991-2000 współpracował w Operą Śląską jako  kierownik  muzyczny,  realizator  i  dyrygent wielu operetek i  musicali.

W roku 2009 otrzymał tytuł profesora sztuk muzycznych.

Ważniejsze jego kompozycje to: „Tryptyk na zespół wokalny i sekcję rytmiczną”,   „Etiudy na big-band”, „Swinging Cellos na cztery wiolonczele i fortepian” oraz musicale  „Sezam Ali Baby” i „Pantaleon i Wizytantki”.

Fragmenty rozmowy z Pawłem Brodowskim zamieszczonej w  Jazz Forum 6/2002:

Zawsze mnie pasjonował jazz, a najpierw muzyka rozrywkowa, bo przecież nie grałem od razy jazzu (bądź grałem rozrywkę  myśląc, że to jest jazz). Jeszcze tu, w Liceum Muzycznym i nawet w podstawowej szkole muzycznej w Bielsku Białej utworzyłem zespół – najpierw jazzu tradycyjnego, na który aranżowałem różne standardy (Muskrat Ramble, Alexander’s Ragtime Band). Nigdy nie marzyłem o tym, żeby być wielkiej klasy pianistą, a interesował mnie właśnie zespół - aranżowanie, pisanie i praca bandleadera. Dlatego wracam do tych chwil, kiedy po raz pierwszy spotkałem się z żywym materiałem, z zespołem dixielandowym, 7-osobowym, później kwintetem, który grał w Liceum Muzycznym, bardziej bopowym – sax, trąba, sekcja.

Nie było jeszcze wtenczas tylu płyt, tylu materiałów, co w tej chwili. Ktoś przywiózł jakąś płytę z Zachodu – Boże, to był rarytas! Przegrywaliśmy ją na pierwszy magnetofon, który dostałem mając 17 lat. Miałem być może większe wiadomości, byłem bardziej zorientowany niż moi rówieśnicy, dlatego ja ich jak gdyby wprowadziłem w arkana sztuki jazzowej – to był właśnie Kazimierz Jonkisz na perkusji, Bogusław Skawina na trąbce, Bronisław Suchanek na kontrabasie, czyli moi koledzy z liceum, z tej samej klasy, razem zdawaliśmy maturę.

AZ: Tu w tej samej sali Hotelu „Prezydent”, gdzie teraz siedzimy, grałem ze wspomnianym kwartetem, który był już wtedy po swoich pierwszych sukcesach na Jazzie nad Odrą. Festiwal był w marcu, a maturę kończyliśmy w czerwcu. Zespół nasz grał w „Prezydencie”. Nasi starsi koledzy zaproponowali nam żebyśmy po maturze, kiedy oni pójdą na urlop, ich zastąpili.

I ten kwartet tutaj grał – Kazimierz Jonkisz, Bronisław Suchanek, Bogusław Skawina i ja na fortepianie. Graliśmy wszystko. Pamiętam Boguś Skawina, świetny trębacz, ale kiedyś grał także na skrzypcach, kiedy mieliśmy grać walca Straussa czy jakieś tanga, to brał skrzypce, a Kaziu Jonkisz akordeon. Graliśmy też oczywiście do tańca standardy Gershwina, Portera, Kerna i ludzie się bawili przy I Got Rhythm czy Lady Be Good.

Cała nasza rodzina była dość muzykalna, muzykująca. Ojciec grał na skrzypcach i śpiewał. Jego brat Rudolf był jeszcze lepszym skrzypkiem. Mój starszy kuzyn Roman jest muzykiem zawodowym po Krakowskiej Wyższej Szkole Muzycznej, szereg lat był dyrektorem Zespołu Szkół Muzycznych w Tarnowie. Mama moja grała na fortepianie amatorsko.  Ojciec ze swoim bratem, czasem i moim kuzynem grywali jeszcze w latach 50. w Bielskim Teatrze. Były to różnego rodzaju sztuki, od zwykłej śpiewogry po „Krakowiaków i Górali” i „Zamku na Czorsztynie” Kurpińskiego.

JF: W jaki więc sposób w kręgu Twoich zainteresowań znalazł się jazz?

AZ: Nie było jeszcze telewizji, ale dużo słuchałem radia. Lubiłem słuchać zespoły jazzu tradycyjnego, urzekł mnie Armstrong, jego śpiew scatem. W siódmej klasie podstawowej szkoły muzycznej utworzyłem swój pierwszy zespół: trąbka, puzon, klarnet, sekcja – i próbowałem aranżować na taki skład. Pisałem też swoje kompozycje w tym stylu i tak się zaczęło. Później w Liceum Muzycznym spotkałem kolegów, którzy grali bardziej nowocześnie, jak m.in. Olek Głuch na kontrabasie. On i jego koledzy grali już hard-bopowe kawałeczki Silvera. Byli też wśród nas lokalowi muzycy, których ciągnęło do jazzu. Kiedy byliśmy już w klasie maturalnej, przychodziliśmy do nich o 1.00-2.00 w nocy, zamykaliśmy lokal i odbywał się prywatny jam.

Od podstawówki miałem kolegę w klasie Wojtka Głucha, którego brat Aleksander był już na studiach w Warszawie i śpiewał w NOVI Singers. Od niego mieliśmy zawsze wiadomości co się dzieje w Warszawie, On nam załatwił karnety na Jazz Jamboree. Pamiętam jak dzisiaj: Jechaliśmy z Bielska na 3-4 dni do Warszawy na Jamboree. To było dla mnie wielkie święto. Jam session odbywało się w kawiarni „Stolica”, zapowiadał Andrzej Jaroszewski, myśmy zasiadali przy pierwszym stoliku ... To był rok 1965 – występ Dizzy Gillespie’ego, rok później Swingle Singers z Christiane Legrand, zupełnie zgłupiałem z wrażenia. Raz do roku mieliśmy więc kontakty z wielką muzyką na żywo.

Połknąłem tego bakcyla. Ten rozwój dokonywał się w naturalny sposób od pierwszych kontaktów z ojcem, który grał na skrzypcach i śpiewał melodie operetkowe, poprzez tematy jazzu nowoorleańskiego, swing, bebop albo cool.

Dodaj komentarz